ALTARAGE: Król jest nagi?

    0

    Coś mnie musiało ująć w tym ALTARAGE, skoro wrzuciłem ich płytę do zakupowego koszyczka w Selfmadegod. Kilka tygodni później kumpel powiedział mi, że uważa „Nihl” za najlepszą death metalową płytę ostatnich lat. Dosłownie na drugi dzień inny kolega stonował moje wyobrażenia o tym krążku, uznając że to nic nadzwyczajnego. Który z nich ma rację? Możliwe, że obaj.

    Gdybym ALTARAGE usłyszał kilka lat temu to pewnie padłbym na kolana i zapalił na część ich debiutu kadzidełko.A kto wie, może nawet zechciałbym zamordować owcę, albo inne niewinne zwierzątko i złożyć im w ofierze? Hiszpanie grają muzykę gęstą, mroczną, intensywną, krzyżującą elementy fińskiej sceny death metalowej – a więc melodyjnej, lepkiej, zimnej, emanującej nieprzeniknioną czernią, z niemal black war metalową nawałnicą, tworzoną choćby prze TEITANBLOOD. Ale spokojnie – kluczowe jest słowo „niemal”, bo w istocie ALTARAGE gra muzykę nieporównywalnie bardziej przystępną i przyjazną.
    Dlaczego więc dziś mam opory by to kadzidełko zapalić? Ano mam wrażenie, że w zbliżonej stylistyce w ostatnich latach ukazało się wiele płyt mocniej absorbujących moją uwagę i dostarczających mniej wątpliwości, czy rzeczywiście na mój zachwyt zasługują.

    Mam z „Nihl” problem – bo niby zanurzona jest w estetyce, którą kocham najbardziej, a jednocześnie wydaje mi się w tym wszystkim dość oczywista i wręcz efekciarska. Gitary wysunięte do przodu mają skomasowane, ale niezwykle wyraziste brzmienie, przez co to ich gęstość wydaje się bardziej pozorna niż rzeczywista.
    W płyty o stylistyce, którą prezentuje ALTARAGE zwykle wchodzę powoli – są jak nieprzenikniona ciemność lasu w bezksiężycową noc. Brnie się nie ostrożnie z zaciśniętym gardłem, stąpa się małymi kroczkami z wysuniętymi przed siebie rękami, w nadziei, że natrafi się na drzewo, a nie coś, co te ręce nam urwie lub odgryzie. Trzeba trochę czasu by do tej ciemności przywyknąć, by zacząć dostrzegać wyłaniające się z niej kształty, by te stopnie nasycenia czerni zaczęły się różnicować.
    Tymczasem słuchając „Nihl” nie mam poczucia odkrywania tajemnicy – nie brną w ciemności po dzikich ostępach lasu i nie towarzyszy mi ani lęk, ani poczucie odkrywania czegoś tajemniczego i niebezpiecznego. Obcowanie z tym krążkiem jest bardziej jak spacer po pobliskim parku, w którym znam każde drzewo, każdą ławkę i każdy ubytek w płytce chodnikowej. Co prawda na skutek awarii oświetlenia jest rzeczywiście ciemno, ale i tak poruszam się dość pewnie i wiem, że w najgorszym wypadku potknę się o kosz na śmieci, albo nadepnę na puszkę po piwie, a nie napotkam stada wygłodniałych wilków czy nie przebudzę niedźwiedzia śpiącego w swojej norze.
    Oczywiście rozumiem, że ta płyta może się podobać, bo mi w pewien sposób też się podoba. Nie mogę jednak odgonić wrażenia, że jej efektowność jest efekciarstwem, a ta atrakcyjna powłóczysta czarna szata fascynuje tylko obietnicą, która na zawsze pozostanie niespełniona.
    A może się mylę? Może właśnie ALTARAGE stworzyli coś nowego i w perfekcyjny sposób udało im się połączyć przebojowość, selektywność i efektowność przekazu z mroczną, obskurną i nieprzystępną estetyką, która dotąd była eksplorowana tylko w czeluściach podziemia i doceniana przez garstkę najbardziej zagorzałych maniaków?
     Na te pytania najlepiej pozwoli odpowiedzieć upływający czas i kolejne przesłuchania tego krążka. Bez wątpienia warto sięgnąć po „Nihl”, bo bez względu na osobiste upodobania trudno zaprzeczyć, że jest to płyta wyróżniająca się i jeśli nie warta zachwytu, to na pewno uwagi. Słucham jej właśnie po raz kolejny i wciąż stoję w rozkroku pomiędzy: „ta płyta to bryła złota wielkości arbuza”, a „nie wszystko złoto co się świeci”. A im bardziej mi się podoba, tym bardziej nieufny się robię i nabieram przekonania, że król jest nagi.  

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj