Gdy umiera idol

    1

    Był kwiecień 1994 roku – koleżanka z liceum robiła imprezę. Mieszkała na totalnym zadupiu, gdzie strach było pociągiem jechać bo wyobrażaliśmy sobie, że w tamtych stronach muszą wciąż na pociągi napadać i skalpy ściągać. Okazało się, że u niej są jednak jakieś drogi i moi rodzice obiecali, że mnie zawiozą samochodem. Po drodze mieliśmy zabrać mojego kumpla

    Zatrzymujemy się na jego przystanku, wsiada do samochodu, mówi „dzień dobry” i siedzi jak figura woskowa z muzeum pod Paryżem.
    – Co jest? – pytam próbując zajrzeć mu w oczy przez ciemne okulary.
    – Kurt Cobain nie żyje. Popełnił samobójstwo – odparł kumpel.
    – Cóż. Koniec płyt NIRVANA. Na żywo też ich nigdy nie zobaczę – przemknęło mi przez głowę. – No i? – dopytuję czekając na jakąś puentę.
    – Jestem załamany – odparł kumpel. – Płakałem całą noc i myślałem, że w ogóle na tę imprezę nie pójdę.
    Popatrzyłem na niego z troską i poczułem się trochę tak jakbym się dowiedział, że mój dobry kolega podkrada bieliznę mojej matce i lubi się w niej przechadzać nocą po lesie.
    – Pojebało cię? – spytałem dyplomatycznie.
    – Kurwa, stary… kochałem Kurta. Wiesz, że NIRVANA to był mój ulubiony zespół… – odparł kolega zbolałym głosem i pociągnął soczyście nosem.
    – No przestań. Przecież gościa nie znałeś. Zachowujesz się jak dziewczyny ode mnie z podstawówki, które wieszały sobie plakaty z New Kids On The Block i kochały się w tych umalowanych i przylizanych gogusiach z wybielonymi zębami i fryzurami na żel. Jebać Kurta Cobaina! Szkoda, że nie żyje bo nagrał sporo doskonałej muzy, ale nie płacz po jakimś gościu, którego na oczy nigdy nie widziałeś – pouczyłem kolegę. – Nie bądź cipą! – dodałem pojednawczo i szturchnąłem go boleśnie w ramię.

    Ponad 21 lat minęło od tamtego dnia. Zmądrzałem, wydoroślałem, nabrałem dystansu. Od lat nie wieszam żadnym plakatów na ścianie… ale słuchałam właśnie Motorhead i płaczę jak cipa.
    Po raz pierwszy w życiu poczułem łzy w oczach na myśl o śmierci osoby, której nigdy osobiście nie poznałem. Nie wiem jaki będzie świat po śmierci Lemmego, bo odkąd ja tu jestem to on zawsze był.
    Pamiętam jak kupowałem w czasach podstawówki „1916” przed kinem LUNA z łóżka polowego na kasecie wydanej przez TAKT i jak po raz pierwszy ją odpaliłem z magnetofonu mojego ojca. Pamiętam „March Or Die” kupione na Placu Unii Lubelskiej koło Supersamu i mój absolutny zachwyt tą płytą, mimo że starsi koledzy pouczali, że „to już nie to…”.
    Lemmy towarzyszył mi od zawsze, kochałem wszystkie płyty MOTOHEAD i wkurzałem się jak słyszałem od kogoś, że „wszystkie są takie same”. Bo nie były. Bo dla mnie każda była inna. Zupełnie inna. I tak pozostało do dziś…
    A tu macie pierwszą piosenkę MOTORHEAD, którą usłyszałem. Kolega z klasy mi przyniósł – bo chłopak jego starszej siostry u niego zostawił, więc kumpel pomyślał, że mi się spodoba bo przecież lubię metal.
    Tak naprawdę byłem wtedy dzieckiem i o metalu nie miałem większego pojęcia poza AC/DC i Metallica. Włączyłem tę kasetę na magnetofonie mojego ojca (swojego jeszcze nie miałem). Nie przewijałem taśmy, ot wepchnąłem ją do kieszeni magnetofonu i nacisnąłem „START” bo przycisków „PLAY” wtedy jeszcze w domu nie było.
    I usłyszałem…
    … i rozwaliło mnie już na zawsze i niezależnie od tego czy przeżywałem akurat fascynację thrash, death, black metalem, niezależnie od tego co w życiu robiłem i co wokół mnie się działo – czy przeżywałem upadki czy wzloty – to zawsze gdzieś w tym wszystkim był MOTORHEAD.
    Aż do teraz.
    Bo właśnie dziś, kilka godzin temu ten zespół przestał istnieć. Dla mnie świat już nigdy nie będzie taki sam – jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało.

    1 KOMENTARZ

    1. Dzięki za ten tekst. Kto ma rozumieć ten rozumie, że 28 grudnia skończyła się cała EPOKA.
      Nie wiem ile osób przeczytało przede mną ten wpis, ale szkoda, że pozostał bez odzewu.
      Dla mnie ten zespół to religia. Uwielbiam wszystko co nagrali.
      Dwa miesiące temu założyłem sobie, że przesłucham całą dyskografię zespołu. Jak narazie doszedłem do… "Motörhead" (za pierwszy uznaję "On parole")… 😉

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj