„The Eye of Every Storm” to jedna z najbardziej dołujących, najbardziej przejmujących i najpiękniejszych płyt, spośród tych, które miałem w życiu okazję słyszeć
Po raz pierwszy włączyłem ją latem, leżąc na plaży nad Bałtykiem. Patrzyłem na spienione fale morskie atakujące piaszczysty brzeg, na białe mewy krążące na tle błękitnego nieba. Patrzyłem na ludzi stłoczonych wokół na kocach i ręcznikach. Na ich spocone ciała, połyskujące od oliwek i kremów do opalania. Patrzyłem na roześmiane dzieci biegające z piłką, budujące zamki z piasku, bawiące się wodzie. Do moich uszu nie docierał jednak żaden dźwięk poza muzyką.
Na strunach lęków
A nad tymi dźwiękami unosiła się jakaś dziwna i trudna do zdefiniowana aura – w tych spokojniejszych partiach, smutek, gorzka refleksja i mądrość. W tych bardziej gwałtownych szaleństwo i przerażenie – mroczna wędrówka do własnego wnętrza, trącająca strunę ukrytych lęków i fobii. „The Eye of Every Storm” to płyta pełna gorzkiej zadumy, bólu i cierpienia, ale jednocześnie niosąca pozytywne przesłanie – nikłe światło majaczące w bezkresnej ciemności, obietnicę zmartwychwstania wyszeptaną w uszy konającego.
Początkowo dysonans pomiędzy tym co widzę, a tym co słyszę przeraził mnie do tego stopnia, że miałem ochotę albo wyjąć słuchawki z uszu, albo uciec z tej plaży. Jednak w miarę słuchania niespodziewanie dostrzegłem, że to wszystko do siebie doskonale pasuje, choć ci wszyscy ludzie okupujący plażę zaczęli przypominać mi zielone, połyskujące muchy przechadzające się leniwie po gnijącym ścierwie padłego kilka dni temu zwierzęcia.
Chwila przed końcem
Później przypomniałem sobie scenę z Terminatora II. Sarah Connor podchodzi do ogrodzonego siatką placu zabaw. Bawią się na nim dzieci, a w tle widać miasto ze strzelistymi wieżowcami i wysokimi budynkami biurowymi. Dzieci grają w klasy, bujają się na huśtawkach i kręcą na karuzelach, ale bohaterka ze strachem w oczach lekko się pochyla i zaplata palce rąk na ogrodzeniu. Wczepia dłonie w siatkę i zaczyna głośno krzyczeć. Po chwili zrezygnowana opuszcza ręce i robi kilka kroków do tyłu.
I wtedy niebo zamienia się w ścianę ognia, potworna siła eksplozji niszczy wszystko na swojej drodze. Ciała dzieci pękają jak skorupki jajek, którym wcześniej zawartość wydmuchano przez małą dziurkę. Fala nuklearnego wybuchu w ciągu kilku sekund obraca miasto w popiół.
Sarah Connor budzi się ze snu. Jest przerażona. Mi kończy się płyta. Uśmiecham się i ponownie naciskam „play”.
Mój pierwszy kontakt z Neurosis to "time of grace". Koledzy zachwalali jaki to " zajebisty zespół". Dopiero po kilku latach dotarło do mnie o co im chodziło. Świetna kapela. Każdy album musi we mnie dojrzeć ,więc ciągle czekam aż dotrze do mnie ich ostatni album 😉
Ten komentarz został usunięty przez autora.