Odnośnie wczorajszego tekstu o Youtuberach – bo wiele osób w tej sprawie do mnie napisało, chyba nie do końca rozumiejąc wydźwięku tekstu. Być może nieumiejętnie go zaakcentowałem.
Otóż, ja nie mam żadnych wątpliwości, że Youtube to kopalnia świetnych kanałów, utalentowanych twórców i unikalnych treści. Broń boże nie twierdzę, że telewizja jest lub była czymś lepszym. Zresztą nie mam pojęcia czym jest dziś telewizja, bo od 20 lat w ogóle jej nie oglądam.
Mam mnóstwo szacunku do ludzi, którzy robią fajne rzeczy na Youtube (choć przyznaję, że z braku czasu śledzę jakąś część promila, z tego co wydało mi się ciekawe). Chodzi o zupełnie coś innego.
Mianowicie o to, że w moim świecie (ten, w którym teraz żyje nie jest już do końca mój) popularność była efektem, a nie przyczyną. Mike Tyson był popularny bo doskonale boksował, a nie boksował bo był popularny. Niektórzy byli popularni bo śpiewali, a nie śpiewali bo byli popularni, a jeszcze inni słynęli z napisanych książek, a nie pisali je bo byli znani.
Dziś to wszystko wygląda zupełnie inaczej – popularność stała się wartością samą w sobie, a nie pochodną sukcesu w określonej dziedzinie. Mój 9-letni syn kupuje określone lody i chipsy nie dlatego, że one mu najbardziej smakują, ale dlatego, że firmują je jacyś Youtuberzy. Nie interesują go walki młodych, zdolnych zawodników, którzy włożyli mnóstwo wysiłku i wylali wiadra potu, by osiągnąć mistrzostwo, ale dwóch spasionych dryblasów, którzy zasłynęli na Youtube (nie wnikam już nawet w wartosciowanie ich macierzystej aktywności, bo w życiu nie chciałbym oglądać walki Adama Małysza z Robertem Korzeniowskim, co nie znaczy, że deprecjonuję ich osiągnięcia sportowe).
Ktoś powie: „Mechanizmy są te same, zmieniły się tylko kanały komunikacyjne i udoskonaliły narzędzie marketingowe. Teraz ludzie kupują lody Ekipy, a kiedyś kupowali wodę, którą w reklamie piła Claudia Schiffer”. Być może coś w tym jest, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że dziś to wszystko nabrało karykaturalnej formy, a zwyczaje konsumpcyjne (także w sferze kultury) osiągnęły wymiar groteski.
Co nas czeka w przyszłości? Liga piłkarska Youtuberów, półki w księgarniach zawalone twórczością Youtuberów, filmy w kinach z Youtuberami i kolarski Wyścig Pokoju Youtuberów? Jaki będzie kolejny krok?
– Dzień dobry, ja w sprawie pracy na stanowisku chirurga. Studiowałem…
– Jaki kanał na Youtube pan prowadzi?
– No nie prowadzę…
– Dziękujemy panu, ale szukamy kogoś poważnego. Dziś zgłosił się pan, potrafiący obrać marchewkę dwoma wykałaczkami, które trzyma w zaciśniętych pośladach. Jego ostani filmik na Youtube obejrzało 320 milionów osób, a opublikował go wczoraj wieczorem.