PANTERA: Krótka historia przereklamowanego zespołu

    11

    Krew mnie zalewa gdy spotykam się ze stwierdzeniem, że PANTERA jest przereklamowanym zespołem. Ja rozumiem, że można nie lubić ich muzyki i  ignorować ich płyty, ale twierdzenie, że to zespół przereklamowany jest albo przejawem czystej ignorancji, albo oznaką braku znajomości tematu

    Prawda jest taka, że PANTERA była jednym z najważniejszych i najbardziej wpływowych zespołów lat dziewięćdziesiątych – ten zespół zrewolucjonizował scenę, zaproponował muzykę tak świeżą i nowatorską, że znakomita większość fanów padła przed nimi na kolana, a pozostali ich znienawidzili. Rob Halford rzucił JUDAS PRIEST i ze swoim FIGHT chciał być drugim Philem Anselmo, masa zespołów thrash metalowych zaczęła grać bardziej groove i wplatać w swoją muzykę nowoczesne, panterowe riffy.
    Czy to dobrze? Moim zdaniem nie. PANTERA oprócz tego, że była jednym z największych zespołów metalowych, to jednocześnie była jednym z największych szkodników – bo raptem część sceny chciała być jak oni, a że nikomu tak dobrze nie wychodziło to w efekcie powstało mnóstwo pokracznej i zupełnie niestrawnej muzyki. No, ale to już nie wina PANTERY.
    Oprócz tych powalających, rwanych riffów, nowatorskiego (na tle sceny metalowej) image, ten zespół był na swój sposób wyrafinowany. Anselmo potrafił swoim głosem operować w różnorodny sposób – nie tylko krzycząc, ale i śpiewać – naprawdę pięknie i przejmująco, a partie gitar solowych swoim kunsztem ścinały z nóg.
    Dodam jeszcze, że ten zespół był cholernie bezkompromisowy – zamiast wykorzystać swój komercyjny potencjał, złagodzić brzmienie i wzorem Metallica wrzucić na kolejne albumy kilka ckliwych ballad, oni byli z każdą płytą coraz bardziej ekstremalni.
    „Vulgar Display of Power” swoim ciężarem i agresją przewyższył „Cowboys From Hell”. „Far Beyond Driven” był kolejnym krokiem w stronę ekstremy, a „The Great Southern Trendkill” to krążek absolutnie antykomercyjny, przepełniony wściekłością i agresją – moim zdaniem najlepszy z całej ich dyskografii i do tej pory zbyt mało doceniany. Szkoda, że na nim nie poprzestali i powstała jeszcze „Reinventing the Steel” – płyta może i niezła, ale na tle ich wcześniejszych dokonań trochę bezbarwna i zupełnie nie wpisująca się w ich konsekwentny rozwój. 

    Oczywiście ocena muzyki jest kwestią subiektywną i indywidualną, ale i w tym powinny być jakieś granice. Można dowolnie oceniać i interpretować fakty, ale nie można im zaprzeczać. Pantera przereklamowana, Nirvana to trzecia liga grunge, Slayer kradł riffy Vaderowi, a Polacy w 1939 roku napadli na Niemców. Ja tego nie kupuję…

    11 KOMENTARZE

    1. Ich glamowe korzenie w żaden sposób nie umniejszają tego co zrobili później. A "Power Metal" to fajna płyta – z jednej strony zaczątki ich późniejszego stylu, z drugiej – masa klasycznego Judas Priest 🙂 Napiszę kiedyś i o tym glamowym okresie Pantery 🙂

    2. " …i powstała jeszcze „Reinventing the Steel” – płyta może i niezła, ale na tle ich wcześniejszych dokonań trochę bezbarwna…" – za to należy się Norymberga!!!:) Toż to jedna z fajniejszych ich płyt! Faktycznie nie wpisująca się w rozwój ale na pewno nie bezbarwna! Co to to nie!:) Pozdrawiam!

    3. Szkoda, że zabrakło słówka o ich korzeniach glam metalowych ;), bo z Anselmo śpiewał na jednej z tych płyt. Mnie się podobała. Nie zgadzam się Z Besiek666, że bezbarwna. Jeżeli się mylę to przesłuchaj I'll cast the shadow, it makes them disappeared czy singiel Revolution is my name. Numery są bardziej surowe ale nie brakuję w nich mocy. Yo !

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj