Wymarzony poranek kontra rzeczywistość :)

    2

    – Kochanie, obudź się – słyszę głos mojej żony i czuję jak całuje mnie w czoło. Otwieram zaspane oczy i widzę jak mi podaje śniadanie do łóżka na wielkiej drewnianej tacy. Pachnąca jajecznica na boczku, świeże pieczywo posmarowane masełkiem, owsianka na mleku i pachnąca kawa w dużym białym kubku. Siadam zdziwiony na łóżku i opieram się plecami o ścianę. Żona podkłada mi pod głowę poduszkę. 

     

    – Co się stało? – pytam oszołomiony.
    – Nic, zjedz sobie śniadanko, a ja pójdę uprasować ci koszulę – odpowiada żona i uśmiecha się do mnie serdecznie. – A może nie będziesz dziś szedł do pracy? Odpoczniesz, posiedzisz w domu, poczytasz komiksy, posłuchasz muzyki i popiszesz na Marii….
    – Która godzina? – pytam i patrzę na zegarek. Dochodzi dziewiąta. – O kurde, jak późno, za godzinę mam spotkanie. Zegarek mi nie zadzwonił – staram się wygramolić z łóżka i zdjąć z siebie ciężką tacę ze śniadaniem.
    – Odwołałam twoje spotkania – odpowiada żona. – Wiem, że ich nie lubisz. Szkoda życia na robienie rzeczy, które nie sprawiają przyjemności…
    Patrzę na nią z niedowierzaniem próbując zrozumieć na czym polega żart.
    – Muszę iść do pracy… – wreszcie udało mi się wycisnąć na klatę tacę ze śniadaniem i usiąść na łóżku.
    – Nie musisz. Już nic nie musisz – odpowiada żona. – Właśnie powiedzieli w telewizji, że rząd będzie dawał po 500 zł na każdą płytę.
    – Jak to na każdą płytę? – zrywam się z łóżka i biegnę do salonu. W TVN24 Premier Beata Szydło.
    – Każdy kto ma w domu jedną płytę CD nie otrzyma dofinansowania, ale już za drugą i kolejne będziemy dopłacać 500 zł – mówi premier Szydło. – Za płytę winylową 700 zł. Chcemy w ten sposób rozwijać kulturę, wrażliwość i inteligencję emocjonalną Polaków.
    – Policzyłam – słyszę za plecami głos żony. – Dostaniemy miesięcznie kilkanaście milionów złotych! A ja głupia przez tyle lat nie widziałam żadnego sensu w tym twoim kupowaniu płyt…
    – No widzisz…. – odpowiadam z triumfem i wypinam pierś jak do orderu. Czuję jednak, że coś mnie uwiera jakby mi się jakiś ciężar zwalił na klatę. Otwieram oczy. W odległości pięciu centymetrów widzę twarz mojego trzyletniego syna. Wgramolił się do mojego łóżka, położył się na mnie i się patrzy.
    – Tato! Jesteś wesoły? – pyta.
    – Tak synku, jestem wesoły – odpowiadam zbolałym głosem. Na zegarku piąta trzydzieści, za oknem szarówka. Z nieba, które ma kolor brudnego akwarium leci jakiś syf przypominający skrzyżowanie śniegu z deszczem. Gdy to coś zderza się z parapetem wydaje dźwięk jakby ktoś miał rozwolnienie i właśnie wypróżniał się w blaszany nocnik.
    I w tak podłym nastroju przychodzę do pracy, a na biurku leży mała paczuszka. Otwieram ją i widzę dwie płyty.
    – A jednak jest w tym jakiś sens… – uśmiecham się radośnie.

    2 KOMENTARZE

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj