XARZEBAAL: Wędrówka przez komnaty piekła

0

– Ta muzyka to jakiś żart? – zapytał kolega, któremu włączyłem debiutancki materiał XARZEBAAL. – Przecież to jakaś antymuzyka, bezsensowny hałas – skwitował i kazał mi natychmiast wyłączyć.

Mi jednak XARZEBAAL podbił serce już od pierwszej konfrontacji na tyle, że sięgnąłem także po ich dwie kolejne płyty wydane w zeszłym roku. Ba, nawet koszulkę sobie kupiłem i noszę ją dumnie, często odpowiadając na pytanie: „A co to za zespół?”.

Uwodzicielski syk węża

Trzy albumy side projektu gości z Dagorath wydane w dość krótkim czasie przeszyły bez większego echa. I trudno się dziwić, bo black metal z brzmieniem tak obskurnym i odrażającym nie bardzo ma skąd rekrutować swoich wyznawców. Ja wiem, że zespoły takie jak Beherit czy Blasphemy są modne, tyle że mam wrażenie, że wszyscy o nich mówią, ale tak naprawdę mało kto ich słucha. Mieliśmy dowód na to, gdy Blashpemy przyjechali do Polski i pod sceną ściągnęła garstka ludzi. Zresztą, dzisiejsze Blasphemy z rozbudowanymi aranżacjami na potrzeby koncertów przy XARZEBAAL brzmi prawie jak Dream Theatre.
XARZEBAAL to surówka, brud i najgłębsze czeluści zawilgoconej i nigdy nie wietrzonej piwnicy. Ten zespół kreują atmosferą, w której powyzdychałyby nawet szczury.

Na „I” dźwięk jest przytłumiony jakby magnetofon, na którym została rejestrowana muzyka przykryto grubym kocem, pod którym zmieścił się tylko wokalista. Bo właśnie wokal prowadzący ohydną i odrażającą narrację jest tu najmocniej wyeksponowany. Muzyka rzęzi, dudni, miejscami rozpływa się w chaotycznych plamach dźwięku, ale jednocześnie wciąga, osacza, omamia – jak wąż, który spełzł z rajskiej jabłoni i kusi soczystym owocem. W tym muzycznym zohydzeniu drzemie tajemnica, a w tych rytualnych rytmach zaklęto tyle emocji, że można by nimi obdzielić kilka black metalowych płyt.

Skargi zza światów

XARZEBAAL z każdą płytą się zmienia, choć wszystkie ich krążki cechuje obskurne i podłe brzmienie, słychać, że duet poszukuje nowych rzeczy. Na II pobrzmiewają partie klawiszowe – nie jakieś epickie i monumentalne pasaże, które na dłużej wychodzą na pierwszy plan, ale jako konstrukcja tła tworzącego schizofreniczną, lekko odrealnioną i bardzo niepokojącą atmosferę. Bo te drugie i trzecie plany XARZEBAAL zawsze są niezwykle frapujące – niczym głosy zza światów podczas seansu spirytystycznego. To tam pokutujące dusze wyznają swoje przerażające historie, tam kwilą i burzą się niewypowiedziane słowa, tam myśli podgrzewane są tak bardzo, że zaczynają skwierczeć.

Na „III” XARZEBAAL zwalnia i chyba w największych stopniu stawia na klimat. Nie znaczy to jednak, że muzyka stała się bardziej przystępna czy zaczęła umizgiwać się słuchaczom. Zdecydowanie nie. XARZEBAAL pozostał sobą i wpuszcza słuchacza do kolejnej komnaty tego samego piekła. Nawiedzone wokale, brudne rzężące brzmienie gitar, perkusja, która czasami brzmi jak zęby uderzające o blachę.

Korzenie ciemności i zła

XARZEBAAL z każdym wydawnictwem zdaje się roztaczać atmosferę jeszcze gęściejszą, bardziej obłędną i głębszą, jakby do tego seansu spirytystycznego przyłączało się coraz więcej dusz i coraz donośniejszym chórem zaczynały wyznawać swoje skargi.

Na coraz bardziej grzecznej, przewidywalnej, miękkiej i przyjaznej scenie black metalowej XARZEBAAL jawi mi się jako projekt unikatowy i niezwykle ciekawy. Odwołuje się do pierwotnych emocji przywoływanych przez protoplastów gatunku, a jednocześnie pogłębia i wzmacnia ten esencjonalny ekstrakt ciemności i zła, z którego wyrastają korzenie black metalu. Black metalu, który rozrósł się już tak mocno, że jego najbardziej widoczny wierzchołek, tych korzeni nigdy nie widział i zdaje się zupełnie nie zdawać sobie sprawy z ich istnienia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj