MENTAL CASKET – Demo 2020

1

Pamiętam jak na początku XXI wieku wyprzedawano kasety, a ja zastanawiałem się czy dobrze robię, że wciąż je kupuję. Raz, że był coraz większy dostęp do CD, a dwa – bałem się, że wkrótce nie będę miał na czym je odtwarzać.

Gdyby mi ktoś wówczas powiedział, że w 2020 roku będę regularnie słuchał kaset to na pewno bym w to nie uwierzył. Tak się jednak dzieje – słucham z sentymentem nie tylko staroci odgrzebywanych z lat nastoletnich, ale zdarza się, że i nowych materiałów, które w tej formie ujrzały światło dzienne.

Aktualnie mam na tapecie debiutanckie demo warszawskiego MENTAL CASKET – zatytułowane w absolutnie unikatowy sposób, mianowicie „Demo 2020”.

Poza perkusistą o wdzięcznym imieniu Jo, gitarę, bass i mikrofon obsługuje niejaki Lipek, znany z CLAIRVOYANCE. Demo 2020 to tylko trzy utwory oldschoolowego death metalu z przepięknym brzmieniem – zatęchłym piwnicznym, ale jednocześnie selektywnym. Stylistycznie MENTAL CASKET nawiązuje do złotych czasów death metalu, gdy jeszcze nikomu nie przyszło do głowy by specjalnie kombinować, udziwniać, czy dodawać pozagatunkowych smaczków. Riffy są toporne i proste, zagrane z nieśpiesznym rozmysłem, porażające dosadnością i bezpośredniością. Słychać tu przede wszystkim echa starego DEATH – czy nawet MANTAS. Wokal przegniły z manierą zohydzenia i obrzydzenia – bardzo podobają mi się chwile, gdy słyszę bas, który wytrąca muzykę z jednowymiarowości i nadaje jej posmak necormantycznego nawiedzenia.
Z niecierpliwością czekam na pełen album MENTAL CASKET – czuję w tej tym projekcie spory potencjał, który w przyszłości może objawić naprawdę dobrym albumem.

 

1 KOMENTARZ

  1. Moje pierwsze kontakty z muzyką to jeszcze starszy nośnik niż kaseta a mianowicie magnetofon szpulowy, przy którym jako dzieciak w wieku przedszkolnym i początkowo szkolnym przesiedziałem mnóstwo godzin obserwując jak z jednej szpuli taśma przechodzi na drugą a z podłego głośnika sączą się rockowo-popowe szlagiery lat 70-ych i pierwszej połowy 80-ych. Kasety były moim głównym nośnikiem do czasu jak zacząłem normalnie pracować czyli do 2002 r., gdzieś od końcówki lat 90-ych wymiennie z kompaktowymi piratami ze stadionu dziesięciolecia. W latach 90-ych w kolekcji miałem chyba kilka, nawet nie 10 oryginalnych płyt CD, najstarszy to Guns N Roses Use Your Illusion 1, który dostałem na urodziny gdzieś w 1992 r. albo 1993 r. Potem kasety poszły w odstawkę, dziś zostało mi ich może 15-20 i nie słuchałem ich od wielu lat. Zastanawiam się czy krytyczny stosunek do tego nośnika nie wynika po prostu z faktu, że w młodych latach po prostu na CD człowieka nie było stać i musiał zadowolić się tańszym jego substytutem. Więc jak już się dorobił możliwości kupowania tych wymarzonych płytek, to jak klasyczny nowobogacki dał kopa w dupę kasetom by mu nie przypominały gorszych czasów. Trochę jak obrzydzenie kogoś dobrze zarabiającego do paprykarza czy konserw, którymi się musiał zajadać będąc biednym studentem. Z drugiej strony ciekawe jest to uwielbienie do oldschoolowych form zapisu muzyki, bo w świcie filmowym czegoś takiego nie ma. Nie widzę hype'u na odtwarzanie filmów na kasecie video. RW

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj